Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/verbis.na-dania.stargard.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server865654/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 17
- Wbrew mojej woli - odparła; z jakiegoś powodu czuła, że

Noc? Diaz był tu w nocy? Dzicz wokół wydawała się tak

- Słucham.
- Uważaj na siebie. - Liz ujęła dłonie przyjaciółki. - Nikt nie może cię zobaczyć.
Glorii opadła na krzesło blada jak płótno.
Klara podeszła do okna w mieszkaniu przyjaciółki.
- Kochanie, mógłbyś wziąć sałatkę ziemniaczaną? - zawołała Klara, stojąc w drzwiach.
- Glorio, słyszysz mnie? - Liz przysiadła obok niej.
- Jestem innego zdania.
eliminację.
- Nawet w masce nie przypominam cię ani trochę.
- Robercie, to moja ciotka Fiona Delacroix, jej córka Rose i ich dama do towarzystwa,
do sześciu przestronnych sypialni na piętrze, gdzie pyszniły się jedwabie, brokaty i gdzie stały szerokie, wygodne łoża.
Santos ścisnął jej dłoń. Po raz pierwszy od śmierci matki miał wrażenie, że nie jest sam na świecie. Był ktoś, kto o nim myślał, ktoś, na kogo mógł liczyć. Jeszcze powątpiewał we własne odczucia, jeszcze nie do końca potrafił zaufać sobie i Lily, zgasił jednak ten głos sceptycyzmu, odrzucił niedowierzanie i dystans.
Opuściła dłoń z ociąganiem.
stwierdziła Victoria. - Nie muszę ci mówić, o czym rozmawiałam z Lucienem Balfourem.


plotkowaniem.
- Naprawdę? - Liz spojrzała na swoją suknię, wygładziła miękkie fałdy i ponownie pomyślała o Kopciuszku. - Nigdy nie widziałam
— No to, o co chodzi?

- Chcesz powiedzieć, że miałaś rację?


czegoś potrzebować, zadzwoń. W dzień czy w nocy, nieistotne.
się o kamienie.

Nie rozstawali się ze sobą przez cały jego pobyt w Memphis. Opowiedział jej o sobie wszystko, ona też mu się zwierzała. Głęboko poruszyła go historia tragicznej śmierci rodziców Hope w czasie podróży do Włoch, współczuciem

- Doszłaś. Wielka rzecz. Była w szoku. Więc to się stało? Doszła? Miała orgazm? - Ale... ale ty nie. - Wiedziała dostatecznie dużo o ogierach i bykach i o tym, co robili mężczyźni. Wiedziała, że w jakimś sensie Brig sobie przeczy. A może nie chciał tego z nią zrobić. - Słuchaj, Cass, jeżeli będziesz podniecona, możesz sama sobie ulżyć. Nie potrzebujesz mnie. - To znaczy...? - Odsunęła się zgorszona. - To nic takiego. - Wstał, otrzepał ręce i wytarł je w spodnie. - Ja nie chcę... - No to nie. To nie moja sprawa. - Przyglądał się jej. Wykrzywił usta z niesmakiem. - Możemy wracać? - Rzucił papierosa na pniak i zgasił go czubkiem buta. - Chyba powinniśmy znaleźć twojego konia. - I zapomnieć o tym, że prawie... Wyciągnął do niej rękę i pomógł jej wstać. - Powiedziałem ci już, że nic się nie stało. Nic wielkiego. Trochę mnie poniosło. Pomyślałem, że przynajmniej powinnaś spróbować, jak to jest. - Bzdura! Ty też to czułeś! - Czułem to z wieloma dziewczynami. - Nie wierzę ci. - Również z twoją siostrą. Cassidy myślała, że szloch rozedrze jej gardło. Odskoczyła od niego. - Jak możesz! - krzyknęła. - Teraz. Teraz, kiedy dopiero... - Widziałaś nas przy basenie. - Ale... - Powinnaś postać dłużej, to byś sobie popatrzyła. - Gorzki grymas wykrzywił jego usta. - Może byś się czegoś nauczyła. Twoja siostra jest naprawdę gorąca. Sapiąc, Cassidy odchyliła się i uderzyła go w twarz z taką siłą, że aż echo poniosło. Chwycił ją za ręce i podniósł je nad głowę dziewczyny. - Nie bij mnie - ostrzegł. Jego twarz nabrała dzikiego wyrazu. - I niech ta noc będzie dla ciebie nauczką. Nie dawaj tego za darmo byle komu. - Nie dam. - Ale prawie to zrobiłaś. Podniosła głowę. - Myślałam, że nic się nie stało. Parsknął. - Tylko dlatego, że jestem tak cholernie szlachetny. - Kocham cię! Zamarł. Nad osłoniętą nocą ziemią zaległa głucha cisza. Cassidy patrzyła Brigowi prosto w oczy. - Cassidy - odezwał się łagodniej. - Spróbuj nie mieszać pożądania z miłością. Ty... chciałaś przeżyć i zobaczyć, jak to jest się z kimś przespać. I nic w tym złego, o ile nie stanie się to obsesją jak u twojej siostry. Ale, do cholery, nie możesz mówić facetowi, że go kochasz tylko dlatego, że wsadził ci rękę w majtki. - Nie pozwoliłabym na to nikomu, gdybym go nie kochała. - Do licha... - Kocham cię, Brigu McKenzie, i bardzo mi przykro z tego powodu. - Spuściła oczy. Brig potrząsnął głową. Jego twarz nie była już tak surowa, ale w oczach pojawił się cień smutku. - Nie kochasz mnie, a ja nie kocham ciebie, i nigdy, nigdy więcej nie będziemy już o tym rozmawiać. - Powoli opuścił jej ręce. - To, co się stało przed chwilą, już się nie powtórzy. Popełniłem błąd. Myślałem, że robię ci przysługę... - Cholerną. Pragnąłeś mnie! - Tylko dlatego, że facet się podnieca... Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go z nową pasją, która zrodziła się z rozpaczy. Próbował się od niej uwolnić, zanim będzie za późno. - Kocham cię, Brig. Jego ciało napięło się, ale jej nie odepchnął. Odpowiedział na pocałunek. Objął ją i przyciągnął do siebie. Ciało przy ciele, serce przy sercu. Poddał się z jękiem i pociągnął ją na ziemię. - Nie! - wrzasnął, odpychając ją od siebie tak, że prawie się przewróciła. - Nie rozumiesz, Cassidy? To jest nieuczciwe. Ty jesteś jeszcze trzpiotem, a mnie zatrudnił twój ojciec na okres próbny. - Wskoczył na konia, chwycił wodze i spojrzał na nią przez ramię. - Jedziesz? Ze wstydu paliły ją policzki. Ściskało ją w gardle, łzy cisnęły się do oczu. Zachowała resztki godności i kiwnęła głową. - Dobrze. - Podał jej wodze do rąk. - Jedź do domu i idź spać. Ja poszukam Remmingtona.
niej. Czuła w dłoni twardy jak stal członek Diaza, ale dłoń nie była dla
wszystko, czego może potrzebować.